Strona:Jerzy Bandrowski - Na polskiej fali.djvu/226

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

bili. Wrzucili całą beczkę pokrajanych śledzi do stawu i czekali, póki im nie wyrosną. Ale raz jeden z tych gburów, wracając do wsi, spotkał reboka, który sobie niósł w kaszerzu węgorza. — A gdyby tak i węgorza w stawie zasadzić! — pomyślał. — Mielibyśmy i węgorze swoje! — Kupił węgorza i wrzucił go do stawu. Po jakimś czasie zachciało się gburom świeżych śledzików, a że tam u nich połowów żadnych niema, więc po swojemu spuścili sadzawkę. Szukają ani jednego śledzia niema, jeden jedyny węgorz tylko został. Co się stało? Po wielkiej naradzie powiedzieli sobie, że to widać wangorz śledzie pożarł! Żeby go za to ukarać, wzięli go, wsadzili do kobiałki, zanieśli nad morze i tam go w wodę rzucili, żeby go utopić za to, że im śledzie zjadł.
Tak to rybacy wyśmiewają się z gburów.
Rozmawialiśmy tak dłuższy czas, wreszcie zapatrzyłem się w światła na morzu i ukołysany szmerem fal zasnąłem.
Obudził mnie chłód poranny.
Świtało.
Widać było rozrzucone na morzu pomarenki i motorówki. Na niektórych już pracowano, to znaczy, wciągano pławnice i zdejmowano z nich łososie.
Z wielkiem biciem serca i my zabraliśmy się do tej roboty. Praca niemała, bo sieci, ciężkie od wody, trzeba nietylko wciągać, ale i układać, żeby się jakoś zmieściły. Wciągnęliśmy ze czterysta metrów linki — nic. Jeszcze się w nas nadzieja kołatała, jeszcze to rybackie „przecie“ nie poddawało się, ale miny mieliśmy „opanowane” a serca nasze skłaniały się raczej do pokory niż do triumfu — gdy w tem zatrzepotał w pławnicy wielki, śliczny, czarno-srebrny łosoś conajmniej trzydziestofuntowy. Już się nam całonocne „drewanie“ opłaciło, ale to był tylko początek, bo za chwilę dostaliśmy jeszcze jednego łososia, nie tak już okazałego ale zawsze jeszcze pięknego, i jeszcze i jeszcze, razem osiem, łącznej wagi 150 funtów czyli — przy niskiej cenie około 200 złotych za jedną noc.
Wracaliśmy wesoło, choć głodni jak wilki. Chcąc iść bliżej brzegu, zeszliśmy ze sztimersztrychu za przykładem jakiegoś parowca, który płynął szurem, niedaleko suchej