Strona:Jerzy Bandrowski - Na polskiej fali.djvu/219

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
XL.
Wiosna na półwyspie. Przelot ptaków. Tresura młodych krów i jałówek. Zwierzęta domowe.

Powoli zaczęła się robić na półwyspie wiosna, to znaczy — zrobiło się jaśniej, ale bynajmniej nie cieplej. Przeciwnie, mimo iż słoneczko przyświecało wesoło, chłód panował wciąż dokuczliwy i drzewa z trudem puszczały nieliczne pączki. Od rybaków dowiedziałem się, że wiosna jest tu zawsze późna i chłodna i właściwie na dobre nastaje dopiero w czerwcu — prawdopodobnie skutkiem tego, że morze długo trzyma zimno. Ale już to samo, że dzień był dłuższy i wstawał wcześniej, przynosiło ulgę duszy udręczonej mrokiem zimy i panowaniem ciemności.
Przedewszystkiem tedy, jak to już zaznaczyliśmy, zaczęły się pokazywać nad półwyspem — zwłaszcza przy wietrze południowym — liczne stada wron, lecących ku Helowi, Nie trzeba przypuszczać, że wron w zimie na półwyspie niema, owszem są, ale tych wron nikt nie strzela i nie jada, bo żywiąc się głównie rybami, smak mają tranowy, podczas gdy przeciągające ponad półwyspem wrony wędrowne uchodzą za przysmak. Rybacy chętnie je strzelają, ale ponieważ przelot ich przypada na Wielki Post, kiedy mięsa jeść bezwarunkowo nie wolno — a na Rybakach pości się rzetelnie — wrony te soli się i przechowuje. Dopiero po rezurekcji wyjmuje się je z beczki i wymoczone w wodzie smaży. Czasami bywa ich tak dużo, że