Strona:Jerzy Bandrowski - Na polskiej fali.djvu/218

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Ależ ją co dzień rano tuż koło zoloju widzę czyjeś ślady... Aż mi nawet dziwno, że ten ktoś tak wcześnie wstaje!...
— Wcześnie wstaje, albo późno spać chodzi! Ale on nie szuka bursztynów, tylko bitów... Bursztyny są pod wałem...
Znalazłem trochę miałkiego drobiazgu, dobrego na kadzidło... Nie miałem szczęścia... Inni znajdowali bryły nieraz spore, za które też pan Żebrowski nieźle płacił. Bywały po „nordzie”.
Nieraz widywałem też na strądzie wielkie fioletowe plamy. Był to tak zwany „piasek literacki”, używany swego czasu do zasypywania listów i innych rękopisów zamiast bibuły. Dawniej dziewczęta zbierały ten piasek i sprzedawały w Gdańsku. Był na niego popyt i ja sam przypominam sobie, że w dzieciństwie nieraz widywałem ten piasek na biurkach obok kałamarza. Dziś jest już niepotrzebny i nikt go nie kupuje.