Strona:Jerzy Bandrowski - Na polskiej fali.djvu/210

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ście, więc rybacy rozmyślnie doprowadzili do bójki, podczas której bili się karkulcami, pałkami do zabijania łososi, tak, aby krew na niewód padła.
Nie koniec jednak na tem.
Niewodu nie wynoszono z domu, jak się wynosi każdą inną rzecz, lecz przeciągano go pod progiem przez ostrze siekiery. Aby go ustrzedz od urzeczenia przez „złe oko“, w które rybacy wierzyli, a częściowo i dziś wierzą, strzelano przez niewód pięciogroszową monetą, a oprócz tego okadzano go poświęcanym wiankiem. Szkoda, że ten ostatni obrzęd zginął, bo był ładny i nie miał nic zdrożnego.
Mianowicie maszoperja dawała na uroczyste nabożeństwo w kościele, dokąd też przynosiła wianek lub bukiet kwiatów, które ksiądz poświęcał. Po nabożeństwie cała maszoperja szła z kwiatami i nowym niewodem na strąd, gdzie bukiety zapalano i przeciągano nad nim niewód.
Dużo różnych przesądów przestrzegano też podczas połowu łososi niewodem. Kiedy matnia z łososiami dopływała do brzegu i rybacy chwytali za karkulce, żeby dobić szamocące się ryby, odpędzano wszystkie dzieci daleko do lasu, aby matni nie zaczarowały. Złowione i dobite karkulcem łososie układano na piasku głowami w stronę lasu, a Boże broń! nie w stronę wody, bo wtedy wszystkie łososie uciekały daleko od strądu, podczas gdy leżące z głowami zwróconemi w stronę „ gór“ i lądu, przyciągały łososie ku brzegowi.
Takich przesądów, często niedorzecznych i barbarzyńskich, było mnóstwo, ale z czasem duchowieństwo je wytępiło. Zostało jedno, a mianowicie: Rybak nie lubi, jak go ktoś obcy podczas pracy podgląda i zawsze mu się zdaje, że ktoś chce mu wykraść jakąś jego nadzwyczajną tajemnicę w rzeczywistości albo nie posiadającą żadnego znaczenia albo wprost — nieistniejącą.