Strona:Jerzy Bandrowski - Na polskiej fali.djvu/136

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

byli w grobie. Dałem wprawdzie na Mszę św. za rodziców i stryja, ale któż odwiedzi ich groby? I że też już nikogo prawdziwie bliskiego, kochającego nie mam na świecie!
W dodatku szalała burza, która smutek tych myśli potęgowała. Wichura była tak straszna, że stare drzewa przed kościołem gięły się prawie do ziemi, las wył i piszczał jak z bólu, wszystko drżało.
Byłem dnia tego na cmentarzu rybackim. Mogiłki z piasku usypane, zapadające się łatwo, na nich małe drewniane krzyże białe lub czarne jak łodzie rybackie, przeważnie bez napisów. Na niektórych krzyżach wianki z sośniny, przetykane sztucznemi kwiatami z różnokolorowej bibułki — wszystko więcej niż biedne — ot, kupa piasku, przemieszanego z prochami zmarłych!
Zdawało mi się, że Dawid odgaduje me myśli, ba w oczach jego widziałem jakby współczucie, a stojąc ze mną przedobiednią porą koło domu, wbrew swemu zwyczajowi nie gawędził, lecz milczał, a tylko kilka razy głośno westchnął i żałośnie pociągał nosem. Miałem wrażenie, jak gdyby chciał mi powiedzieć: — Wiem, co ci jest, ale, choć cię kocham, nic ci na to nie poradzę, bo taki już twój los i twój part na tym świecie. To każdy sam musi sobie kształtować.
Po południu wyciągnąłem Robinsona Cruzoë. Przeglądając tę ukochaną książkę, natrafiłem na miejsce, w którem Robinson opisuje swą samotność i wzruszający okrzyk papugi, jedynego przyjaciela, jakiego miał: — O, biedny Robinsonie Cruzoë!
— O, biedny Robinsonie Cruzoë! — powtórzyłem kilka razy i już byłbym zapłakał, gdyby naraz nie przyszło mi na myśl, że to właśnie, ta samotność jest najcięższym do zgryzienia w mej morskiej karjerze orzechem. Człowiek morza musi nietylko umieć tyle, aby móc samemu sobie wystarczać, ale, przebywając wciąż wśród obcych, daleko od kraju rodzinnego, musi umieć być samotnym.
To zrozumiawszy, przestałem się nad sobą rozczulać, porzuciłem myśli o samotności i wyszedłem przejść się trochę.