Strona:Jerzy Bandrowski - Na polskiej fali.djvu/133

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Ani się przy tem nie zmoczył (spocił). Był dobry, bez serca (nie gniewliwy, łagodny), nigdy nikogo nie uderzył. Ale raz, jak jego białka zaczęła szkalować, stracił cierpliwość, chwycił ze złości wielki kaflowy piec i postawił go jej na środku izby. To był chłop! Dziś już takich niema!
Znowu „ciup! — ciup! — ciup!” — chlap, chlap! — cichy szmer wody, daleki ryk syren na „sztimersztrychu“.
— A czy ty wiesz Janku, dlaczego bańtki mają taki krzywy pysk, razem z oczami na jedną stronę przekrzywiony?
— Skądże mam wiedzieć?
— To było tak. Kiedy Pan Bóg świat stworzył, zwołał wszystkie ryby i zapytał je, którą rybę chcą sobie obrać za króla. Ryby, widzisz, nie są głupie!
— Ale doch, człowiek je łapie! — wtrąciłem.
— Jakby były takie mądre jak człowiek, to by nie były rybami! — odpowiedział zupełnie słusznie Józk. — Zaczęły radzić: Która ryba najpotrzebniejsza, najużyteczniejsza? Śledź! To każdy wie. Więc powiedziały — niech śledź będzie królem. Tedy — Bóg zrobił królem ryb śledzia. Jak to bańtka usłyszała — obraziła się. — Co? Nikczemny śledź? — I pogardliwie wykrzywiła gębę. Zobaczył to Pan Bóg i powiada: — Ty się krzywisz na moją wolę i przykazanie? Dobrze! Do końca świata będziesz miała taką paskudną, krzywą gębę. — I ma!
Uśmiechnąłem się.
Skończywszy, zawróciliśmy ku brzegowi.
Teraz już nie mówiliśmy nic. Tylko paczeny chlustały miarowo, energicznie, mocno. Jak się wkrótce pokazało, jechaliśmy mimo mgły prosto ku brzegowi, który też po półgodzinnem wiosłowaniu nagle z mgieł się wynurzył w odległości jakich 15 sążni.
— Wiesz, jak ziemia po hiszpańsku? — zapytał mnie znienacka Eryk.
Zmieszany niespodziewanem zapytaniem, nie wiedziałem, co odpowiedzieć.
— Ja służyłem na hiszpańskim żaglowcu! — mówił dalej. — Ile razy Hiszpanie zobaczyli ląd, tak się cieszyli i wołali —
Zerwał z głowy czapkę i wywijając nią, wołał: