Strona:Jerzy Bandrowski - Na polskiej fali.djvu/118

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Dlaczego, proszę pana? Pan sam mówił, że norda jest wiatrem dobrym. —
— Sztop! — zawołał pan Żebrowski.
Mówił nie „stop“ lecz „sztop“.
— Sztop! Każdy wiatr jest zły, jeśli jest stały, czyli wieje zbyt długo, bo wtedy musi rybę odnieść.
— A jak pan mógł zgadnąć wczoraj, że dziś śledzi nie będzie?
— Bo ławica była przypadkowa.
— A skąd pan wiedział?
— Pytałem rybaków — jaki „sztrom“ czyli prąd — powiedzieli mi, że nord-ost, czyli północno-wschodni, podczas gdy wiatr był zyd-west, to jest wprost przeciwny — i to już drugi dzień. Wynika stąd, że ławica, albo część jej, wpadła w prąd, który jeszcze nieprzestawił i ten przyniósł ją ku brzegowi. A ponieważ miało się na burzę —
— A skąd pan wiedział?
— Barometr, obserwacja niektórych ludzi, czułych nerwowo na burzę w tym kierunku, obserwacja ptaków, wogóle sześcioletnie doświadczenie, instynkt i różne inne cuda! Jo, rozumie się, to wszystko mogło zawieść — i wcalebym się temu nie dziwił, ale nie zawiodło — czemu się również nie dziwię. Rozumiesz?
— Rozumiem. Ale im więcej rozumiem, tem mniej wiem.
— To znaczy, że jesteś na dobrej drodze! — zaśmiał się pan Żebrowski. — A jak już zupełnie nic nie będziesz wiedział, wtenczas będziesz wszystko wiedział. No, a teraz pójdę zobaczyć, co się u mnie dzieje.
Skinął mi głową i rzekł na pożegnanie:
— Żyj-że nie jak poganin, lecz jak porządny człowiek i pamiętaj, że pierwszem, co masz zrobić rano, jest — popatrzyć, jaki wiatr. Orjentować się chyba umiesz.
— Umiem. Mam nawet busolę.
— No — to cześć. Dudek, idziemy!
Wsadził ręce w kieszenie i poszedł.