Strona:Jerzy Bandrowski - Czerwona rakieta.djvu/94

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

pracowali — naraz zjawiał się ktoś, poszeptał coś — i wszystko się rozchodziło.
— Czemu?
— Na znak protestu z powodu zawieszenia „Izwiestji“ robotników w fabryce Kalinkina...
— Ależ fabryka Kalinkina jest w Moskwie!
— Nam wsio rawno!
I szli.
Lub też:
— Proszę płacić, bo za pół godziny zamykamy.
— Dlaczego?
— Strajk.
— O co?
— Albo ja wiem.
— No to czemuż strajkujecie do cholery jasnej!
— Więc cóż zrobić? Przyjdą tu, szyby powybijają, bić się z nimi będziemy?
Korzystano z każdego pozoru i strajkowano wciąż. W kawiarniach goście obsługiwali się sami, w restaracjach też.
— Ostatecznie bez obsługi moglibyśmy się doskoskonale obejść! — stwierdził gość, niosąc sobie ostrożnie czarną kawę.
— Proponowałbym wogóle otworzenie kawiarni dla inteligencji, gdzieby się ludzie sami obsługiwali.
— Rozumie się... Korzystanie z obsługi to rzecz niemoralna...
— Wcale nie dlatego, ale dlatego, żeby się człowiek, który chce przyjść wypocząć, nie irytował. Zamówisz pan czarną kawę, on panu przyniesie białą, zamówisz pan gorącą, da panu zimną... a to czekanie, a płacenie... i za to wszystko jeszcze procent!
— Ale jaki cel mają te strajki?