Strona:Jerzy Bandrowski - Czerwona rakieta.djvu/89

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

i nożem dźgające powietrze jak kurhanne widma. Taką ty jesteś dla mnie — tajemniczą i straszną, jak po bitwie rozbrzmiewający jękami las, pełen trupów i rannych i oszalałych, ciemny i pachnący krwią...
Zapatrzył się w księżyc i mówił jakby do siebie.
— Kiedy tam, w mieście, przypomnę sobie ciebie, jest mi zawsze, jak gdybym westchnął w duchu, jak gdybym myśl swą skąpał w rosie chłodnej, o północy zebranej z róż drzemiących. Oczy twoje wrosły mi w duszę jak dwa błękitne korale i żarzą się w niej blaskiem tak jasnym, że, kiedy zasnę, budzą mnie niby gwiazdy, łechcące swemi promieniami sklejone snem powieki. Jesteś mi zawsze cała w woniach, kwiatach i blasku księżyca, a cała w pieśni zarazem — jak krzak jaśminu, w którym zagnieździł się słowik. Ja, żołnierz, nie byłbym bez ciebie pełnym człowiekiem, bo nie wiedziałbym, co znaczy miłość, a jakżeż można bić się bez miłości? Ty jesteś poezją mej walki, ty moja cudna ukraińska nocy...
I kocham cię za to jeszcze, że w twe dłonie białe i ciepłe wysypać mogłem, jak jagody czerwone, jak paciorki świecące, wszystkie swe sny i tęsknoty. Stroiłaś się w nie na chwilę, jak rusałka przymierzająca nowe świecidełka... Ach, nie, to już nie świecidełka! W sznury bursztynów bałtyckich i czarnomorskich paciorków tureckich wplotłaś już nitkę krwawych granatów czeskich, nanizane na nić wspomnienia czerwone krople gorącej krwi żołnierza czeskiego, której z rąk swych nigdy już nie zmyjesz. Pocałunki twoje przekażemy z pokolenia w pokolenie, a kiedy naród nasz rozpocznie śpiewać bohaterską pieśń swych zwycięskich walk o wolność, odrodzi się w niej ten księżyc i blask gwiazd ukraińskich i szmer fal