Strona:Jerzy Bandrowski - Czerwona rakieta.djvu/51

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ślepiec czyta, gdy oni, bystroocy, sztuki tej posiąść nie zdołali. A dalej gąsienicowym ruchem czołgał się po bruku kaleka bez rąk i nóg, jeszcze inny tarzał się, podcinając sobą nogi nieuważnym przechodniom, podczas gdy jakaś dziewczynka z uschłemi nogami, do kłębka łachmanów i śmieci podobna, staczała się z chodnika do rynsztoku i znowu wędrowała zpowrotem, piszcząc żałosnym głosem i kłócąc się z ulicznikami, którzy jej dokuczali. To znów na środku chodnika klęczał niewidomy wyrostek, z dziadowskim patosem wykrzykujący wielkiem tragicznem „tremolando“:
— Gaas-pa-da-lubiez-nyje, paa-mi-łujtie kaleku niewidiaszczawo!
— To przecież jest wstrętne, chyba nie zaprzeczysz, ty, któremu się wszystko podoba — skrzywiła się młoda kobieta.
— Tak. Widok niezaprzeczenie żałosny.
— Ale? Bo ty zawsze musisz mieć jakieś „ale...“
— Na dworach monarchów bizantyjskich był zwyczaj, że pobitym i wziętym do niewoli królom obcinano uszy, ręce i nogi, oślepiano ich i tak oni podczas wielkich przyjęć dworskich, lub w cyrku wili się, robactwu ziemnemu podobni, pod stopami cesarza w szkarłacie i złocie. Otóż tu widzę tych zeszpeconych królów w prochu, u stóp tronu...
— A cesarz w purpurze i złocie gdzie?
— Życie! Spójrz w ulicę! Nie świeci szkarłatem i złotem.
Istotnie, w zachodzącem słońcu gęste okna domów lśniły jak złote łuski pancerza.
Wtem Hela szarpnęła się wbok.
— Co się dzieje? — spytał Niwiński.