Strona:Jerzy Bandrowski - Czerwona rakieta.djvu/40

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

dzialności za szczęście i życie ukochanej kobiety, zrozumiał, że wszystkie te sprawy nie są czemś teoretycznem i oderwanem, ale na każdym kroku wiążą się z życiem i stanowią o niem.
Rewolucja rosyjska, jak dotychczas, wyglądała dość niewinnie i ozdobnie. Na każdym kroku stawiała „tańczące i gadające” posągi. Niwiński jednak tym pozorom nie wierzył. Ani chwili nie wątpił, że prędzej czy później musi tu dojść do strasznych jatek, że musi wybuchnąć tu krwawa zawierucha, która może zmieść wszystko. A jemu właśnie bardzo a bardzo zależało na uratowaniu swoich i siebie z pogromu. Nie chciał ginąć w Rosji.
— Taką awanturę przeżyć i wyjść z niej cało, to sztuka nielada! — myślał nieraz.
Zpoczątku wierzył w możliwość natychmiastowej, druzgocącej ofensywy rosyjskiej, — ofensywy rewolucyjnej, niosącej istotnie zwycięstwo i wolność całemu światu. W tych cudnych czasach można było łudzić się tak pięknie. Zwycięskie rewolucyjne wojska rosyjskie niosące wolność Polsce — to tylko zupełnie logiczna satysfakcja dziejowa, ostateczne spełnienie wszystkich proroctw panslawistycznych. Rozumie się, że wówczas, w cieniu czy blasku tych zwycięskich a rewolucyjnych sztandarów staje olbrzymia armja polska — i wszystko jest, jak może być najlepiej.
Oczekiwania te zawiodły. O ofensywie dużo mówiono, ale jakoś wciąż jej jeszcze nie było, o wielkiej armji polskiej nikt poważnie nie myślał. Rosjanie kręcili Polacy albo przeszkadzali sobie wzajemnie, albo niezbyt w możliwość stworzenia armji polskiej wierzyli.