Przejdź do zawartości

Strona:Jerzy Bandrowski - Czerwona rakieta.djvu/281

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— O, jakiż ja jestem zmęczony! — jęknął.
— I jakże ty taki zmęczony pojedziesz?
— To nie to. Broniłem was. Broniłem z takim trudem — i obroniłem. Ciężko było, lecz nie zaznałaś głodu ani nędzy. Ludzi mordowano — a tobie włosa na głowie nikt nie skrzywił. A jednak dziś ja sam muszę was porzucić. Wiecznie te siły, które odrywają ludzi od siebie!
Aż się skręcił na stołku. Cierpiał fizycznie.
— Nie, ja się nie poddam, nie upokorzę się, nie, właśnie teraz nie... Muszę wygrać i wygram! Nie bój się.
Wstał.
— No, już. Bóg z wami. Zostań tu, nie wychodź za mną. Pamiętaj — czekaj! Przyjadę!
Wyszedł, nie oglądając się.

KONIEC.