Strona:Jerzy Bandrowski - Czerwona rakieta.djvu/273

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Nie wątpię, nie wątpię, że w śród nas, inteligencji grzechu jest dużo. Zwłaszcza grzeszymy obojętnością, która jest potworna, egoizmem, który jest nikczemny, nieuczciwością, która jest podła, ale rozpętaj ty tylko złe, a tak silne ciemne instynkty mas — a zobaczysz piekło! Oni — sponiewierają wszystko, zniszczą wszystko, a jeśli co stworzą, to to będą tylko śmiesznie pokraczne historje.
— Oni! — zaśmiał się Ryszan. — Więc jednak mimo wszystko jesteś po jednej stronie ty, a po drugiej — „oni?“
— Ja mówiłem i myślałem zawsze „my!“ Oni mnie nawet oczami od siebie odpychają, bo ja umiem przebaczać, zaś oni umieją tylko nienawidzieć. Jeśli zatem sprawę stawia się tak, że albo „my“ albo „oni“ — to zobaczymy!
— Niby kto „my?“ — spytał Ryszan.
— Ludzie, którzy wychodzą nie z nienawiści lecz z miłości.
— E, bracie, miłość bywa różna!
— Jeśli tak mówisz, to powiem ci, że nie rozumiesz miłości. Bo, widzisz, miłość jest jedynie i prawdziwie twórcza... Tworzy! Zapamiętaj sobie, pozytywisto czeski, a jeśli nie tworzy, to nie jest miłością lecz obłędem.
Pani Niwińska uspokoiła się trochę i przycichła. Coś zaczęła rozumieć. Kiedy ścichł huk wystrzałów i walk ulicznych, zdawało się jej, że powróciły stosunki normalne. Zostawiwszy dziecko na opiece męża, wychodziła czasami na przechadzkę i prawie nie dostrzegała zmian. Uderzyło ją jednak, że mąż jej, zamiast przyjść do siebie, zaczął blednąć, sza-