Strona:Jerzy Bandrowski - Czerwona rakieta.djvu/271

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Dziś oni zaczęli robić rewolucję. Jestem tej rewolucji neutralnym widzem, poniekąd nawet neutralnym-sprzyjającym. Niczem wobec tego narodu ani ludu nie zawiniłem, raczej przeciwnie, on mnie mógłby prosić o przebaczenie... A teraz stałem na ulicy i patrzyłem w oczy tym ludziom... Patrz, jak wyglądam! Jestem obdarty, biedny, upokorzony i głodny! Wywożono mnie po więzieniach, musiałem uciekać, tułałem się, cały rok prawie spędziłem w nędzy gminy wygnańczej, nareszcie wyzwoliła mnie rewolucja, w którą tak wierzyłem całem sercem... I cóż? Brałem się do roboty — za naszą i waszą wolność — a oni to urządzili inaczej. Zwolna, zwolna z motoru szlachetnego i precyzyjnego zacząłem się zmieniać w kogoś tam... Mój zapał nikomu się na nic nie przydał. Zdziadziałem, zmarnowałem siły i zmieniłem się w żerujące zwierzę... Tak właśnie jaskółka wędrowna z błota gniazdko lepi i z błota żywność chwyta dla piskląt... Wszystko ludzkie zdeptano we mnie...
— No, nie bierz-że sobie tak do serca swoich niepowodzeń osobistych... Przyjdą lepsze czasy!
— Nie przyjdą. Szydłowski myli się, jest optymistą. Będzie gorzej. Bolszewicy uderzą na nasz korpus. Ale mniejsza już z tem! Oni wszystko polskie tu zniszczą! Myśmy otwarli tyle szkół, tyleśmy organizacji stworzyli, tyle książek, tyleśmy włożyli w to pracy — a oni zniszczą wszystko. Żydzi będą chcieli zgnieść konkurencję polską, zniszczyć naszą zamożność, chłop weźmie ziemię, zniszczy dwory i pamiątki, bibljoteki, a bolszewik tępić nas będzie za naszą wiarę, patrjotyzm i wyższą kulturę. Ta re-