Strona:Jerzy Bandrowski - Czerwona rakieta.djvu/209

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Cóż za zawrotna karjera! — kpił Szydłowski. — Gdzież porównać z Napoleonem!
Wiadomości, jakie Czesi przywozili z frontu, były bardzo przykre. Front rosyjski poprostu zniknął, patrole austrjackie swobodnie chodziły po okopach rosyjskich, docierając nieraz aż do komend korpusów. Siódma armja i „osobaja armja“ zeszły zupełnie z pozycji. Bolszewicy proponowali Niemcom pertraktacje pokojowe — na co Niemcy zażądali od nich cofnięcia się na sto wiorst od dotychczas zajmowanej linji. Kiedy jenerał Duchonin odmówił prowadzenia pertraktacyj pokojowych, bolszewicy, demoralizując wojsko przy pomocy iskrówek, kazali komitetom pułkowym, a nawet prostym żołnierzom prowadzić pertraktacje na własną rękę. Zaczynało się bratanie. Zapowiadano powszechną demobilizację armji i floty.
Czasami ktoś się odezwał.
I tak pewnego dnia dzienniki ogłosiły list otwarty do Krylenki:
— Ja, komisarz przy 13-tym korpusie, od samego początku biorący udział w wojnie jako ochotnik, obecnie porucznik w 56-tym pułku syberyjskim, mam oficerski georgewski krzyż i należę do partji mieńszewików: Za hańbę, jakiej doznała Rosja-męczennica i nasza nieszczęsna armja przez to, że was Krylenkę, chorążego, nikomu nigdy nie znanego mianowano na święty, wielki posterunek głównodowodzącego, zaocznie swą ranną ręką biję was w twarz i pytam: czy wobec tego przyjmiecie jeszcze stanowisko głównodowodzącego?
Taki sam telegram posyłam równocześnie szaleńcom, którzy was mianowali.