Strona:Jerzy Bandrowski - Czerwona rakieta.djvu/169

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Przewodniczący zjazdu, Agiejew, mówił:
— Niedawno temu z trybuny rady republiki ośmieliłem się w imieniu wszystkich kozaków określić ich stosunek do rządu, a również wykazać, jak kozactwo pojmuje swoje wynikające z tego stanowiska obowiązki. W początkach rewolucji mieliśmy swobodny wybór. Mogliśmy powiedzieć, że ten rząd nie jest dla nas rządem i nie przyjęlibyśmy go. Postąpiliśmy jednak inaczej. Z własnej woli uznaliśmy ten rząd i uznaliśmy go jako jedyny w całej Rosji.
W tych dniach słyszeliśmy, że po ogłoszeniu przeze mnie z waszem pozwoleniem haseł: państwowości, demokratyzmu i honoru narodowego, przyszli do nas i połączyli się z nam i Czecho-Słowacy, Polacy i georgewski kijowski pułk. Otóż nadeszła chwila, w której musimy ich spytać: Czy wymawiając te słowa zdają sobie sprawę z tego, iż za nie odpowiedzą czynami? My, kozacy, już wystąpiliśmy przeciw bolszewikom, niechże ci, którzy tu przychodzą i mówią nam o swej solidarności z nami, stają w jednym z nami szeregu. Pójdziemy wszyscy bronić uciśnionych, ratować Ojczyznę.
Wstał jakiś pułkownik z piersią obwieszoną wszystkiemi odznaczeniami św. Jerzego.
— Kirjenko, komendant kijowskiego pułku georgewskiego.
— Panowie! — zaczął mówić z posępną twarzą. — Z niezmiernym bólem muszę wam oświadczyć, że kijowskim pułkiem kawalerów św. Jerzego ja już nie rozporządzam, ponieważ pułk ten uznał się za pułk ukraiński. Jednakże z garścią wiernych żołnierzy, którzy przy mnie pozostali, pójdę, dokąd każecie.
Powstał zgiełk, hałas.