Strona:Jerzy Bandrowski - Czerwona rakieta.djvu/167

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ścia, wszędy bandy żołnierzy, nie zwracających żadnej uwagi na oficerów, kramarze, złodzieje, hołota różna! Inteligencji prawie nie widać. Ludzie zahukani, strwożeni, idą chyłkiem, z nikim nie gadając. Nastrój nerwowy, sklepy zamykają już o zmierzchu, nawet jadłodajnie.
— Coś się mówi o wystąpieniu bolszewików w Pitrze...
— Znowu? Jak będą tak wciąż próbowali, to im się wreszcie może udać.
Wieczorem w całem mieście zgasło naraz światło elektryczne.
Wybuchła panika. Komitety domowe chwyciły za broń. Świece sprzedawano po pięć rubli za sztukę. Wszyscy mówili o wystąpieniu bolszewików.
— To znaczy, niby, kto właściwie ma wystąpić i przeciw komu? — pytał Niwiński swych znajomych z komitetu hotelowego. — Tak samo dobrze i my moglibyśmy naraz „wystąpić” i ująć władzę w swe ręce...
— Wystąpi, kto zechce! Któż będzie bronił? — mruczał jakiś oficer.
Na drugi dzień wiadomość o zaburzeniach w Piotrogrodzie potwierdziła się — mianowicie podał ją do publicznej wiadomości Agiejew, przewodniczący zjazdu kozackiego, który się właśnie w Kijowie odbywał. Mówiono, jakoby bolszewicy aresztowali w Piotrogrodzie cały rząd.
Zahuczało, zakotłowało się w Kijowie. Na trzecią po południu zapowiedziano wystąpienie bolszewików miejscowych. Był to jednakże alarm fałszywy. Noc przeszła spokojnie, nie mówiąc oczywiście o zwykłej strzelaninie.