Strona:Jerzy Bandrowski - Czerwona rakieta.djvu/134

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Azji. Podczas jednej z takich podróży dotarł do Tekny, jakiegoś dzikiego, prawie że niezależnego narodu. Tam ożenił się z córką chana tekińskiego, przez co z Tekną zawarł braterstwo krwi. Podczas wojny walczył jako generał, zdaje mi się, dowodził dywizją. W 1915-tym r. dostał się do niewoli i został osadzony jako jeniec w którymś z węgierskich zamków. Uciekł stamtąd przy pomocy żołnierza austrjackiego, Czecha, Franciszka Mrniaka, którego jednakże na granicy rumuńskiej, kiedy chciał kupić chleb dla jenerała, żandarmi złapali. Ale Korniłow przedostał się szczęśliwie do Rosji, gdzie w krótkim czasie został głównodowodzącym. Jego wierni Tekińcy przysłali mu pułk kawalerji, który dziś jest jego gwardją przyboczną. Są to znakomici kawalerzyści — mają własnych oficerów i tylko ich słuchają. Korniłow jest w ich oczach nieomal bogiem. Kiedy z nim rozmawiają, zasłaniają sobie oczy dłonią...
— Więc to miałby być zbawca Rosji, Mongoł! — z podziwem wykrzyknął Niwiński.
— Człowieku, on ma skończoną akademję wojskową...
— Ale i owszem, niech będzie i Chińczyk, byle zrobił porządek... A swoją drogą mnie się zdaje, że wy nie robicie dobrze, stając na uboczu...
— Mieliżbyśmy się mieszać do wewnętrznych spraw Rosji?
— A czemużby nie? Przecież wy naprawdę Rosji zawdzięczacie wszystko, macie wobec niej obowiązki i naprawdę zależy wam na istnieniu frontu wschodnio-europejskiego. Więc z wielu względów nie może wam być obojętne to, co się w Rosji dzieje. Macie siłę, macie trzy mocne dywizje, możecie pomóc do-