Przejdź do zawartości

Strona:Jerzy Bandrowski - Bajki ucieszne.djvu/9

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.


O PRAWDZIE I JEJ RODZAJACH ROZLICZNYCH

W jednym barze człek pewien o pochmurnem czole
Siedział sobie w zadumie pogrążon przy stole.
I przyszedł doń przekupień jakiś, nędzny, stary,
Handlarz o niecnej twarzy, łotr bez czci i wiary,
Rufian, szuler i oszust w jedynej osobie,
Hultaj, który oszustem zostanie i w grobie.
Czaszka łysa, nos cienki, usta wykrzywione
Wciąż cynicznym uśmiechem w ową, to w tę stronę;
Latają oczki małe, przebiegłe, złośliwe;
Ręce długie, u dłoni palce cienkie, krzywe
I brudne; scyzoryki sprzedaje, kartki lub dziewczęta
Dzień i noc miastem błądzi, w wszednie dni i w święta.
Ten stanąwszy przed panem o pochmurnem czole
Podsuwał mu swój towar, skarżąc się na dolę.
Odpowie dziwak naraz: — Prawdy szukam, panie!
Możesz mi dać, to kupię! — Handlarz na pytanie
Usłużnie ku gościowi w net bliżej przyskoczy
I z szyderczym uśmiechem patrząc mu wciąż w oczy,
W woreczku jakimś brudną gmerze dłonią —
W woreczku liczmany dzwonią,
Jak błazeńskie dzwonki dzwonią,
A handlarz mówi z ironją: