Strona:Jerzy Andrzejewski - Miazga cz. 3.djvu/92

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

prezes Panek będzie na pewno szczęśliwy, jeśli będzie mógł panom osobiście podziękować za okazaną nam pomoc, zmieścimy się wszyscy, będzie nam trochę przyciasno, ale ostatecznie do Jabłonny, to jeden skok... Chłopcy /bo w nowo wytworzonej sytuacji stali się tymi, którymi są autentycznie/ spoglądają po sobie niepewnie, czuje się, że mają ochotę skorzystać z tak niebywałego zaproszenia, lecz też się wyczuwa, że każdy z nich łatwiej by powziął decyzję, gdyby był sam.
MILICJANT I: Nie wiem, czy nam wypada...
/Marek Kuran miałby ochotę powiedzieć: nie szkodzi, potem wam same wypadną/.
KURAN: Zabawić się? Po służbie?
MILICJANT II; Widzi pan, zabawa i zabawa...
MILICJANT I: Właśnie, kolega słusznie mówi, my się lubimy zabawić, czemu nie?
KURAN: No więc?
MILICJANT II: Pan jest inteligentny obywatel, to pan pewno wie, jak u nas różni ludzie na MO patrzą.
KURAN: Jezus Maria, chłopcy! pewnie, że wiem. Ale co to ma do rzeczy? Gadacie, jakbyście w kapitalistycznych czasach żyli. Kto miałby na was patrzyć źle? Towarzysze z Komitetu Centralnego i z Rządu? Artyści? Kto, jak nie wy, jest podporą naszej ojczyzny?
MILICJANT II: Faktycznie.
KURAN: Krysia, może ty ładniej niż ja potrafisz panów zaprosić?
KRYSTYNA FORMIŃSKA: Nie wiem, czy ładniej, ale proszę.
KURAN: Słyszycie? Ładna dziewczyna prosi, córeczka prezesa Radia i Telewizji.
MILICJANT II: Prezesa Formińskiego?
KURAN: Słyszysz, Krysia, jak twój papa jest znany?
PLAY-BOY: Słuchajcie panowie, nie możemy się zanadto spóźnić!
MILICJANT II: No, Krzysiek?
MILICJANT I: Jak uważasz.
MILICJANT II: Co, jak uważasz? co za mowa? ciebie pytam.
MILICJANT I: Żeby potem nie było wszystko na mnie.
KURAN: Jakie potem? Chłopaki! Rozkaz: okupować wnętrze gabloty, bratu prezesa zrobić powietrze i w drogę!
MILICJANT II /już całkiem rozluźniony/: Tak jest, obywatelu literacie. Ładuj się, Krzysiek, porządek musi być, nie?

środa, 8 lipca

Upał. Zastanawiające: jeszcze przed paroma laty i od dość dawna potrafiłem pracować tylko poza domem, teraz tylko w domu. Potrzeba dobrowolnie przyjętego rygoru, który chroni od niedorzecznych pokus, choć upragnionych? Potrzeba ograniczenia? Nie umiem na te pytania odpowiedzieć. Zresztą nie mam czasu, aby na nie odpowiadać. Nikt w Miazdze podobnych problemów nie posiada. Nagórski tonie, ponieważ posiada nazbyt wielką wolność osobistą.
Po całym dniu pracy doprowadziłem do sceny, w której Łukasz Halicki ma powitać w hallu pałacyku w Jabłonnie przybywających gości /?/. Więc, jak przed tygodniem parę zaledwie kroków od końca. Wątpliwości? Wciąż je mam, wciąż mnie oplątują i oblegają, czasem w stopniu tak nasilonym, iż w momentach przygnębienia wszystko, co w takim trudzie, rozeznaniu i zabłąkaniu napisałem w ostatnich siedmiu latach wydaje mi się suche, jak patyk