Strona:Jerzy Andrzejewski - Miazga cz. 1.djvu/73

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— To prawda, że Raszewski zatrzymał twoich Zagubionych?
— Prawda.
— Rozmawiałeś z nim?
— Rozmawiałem.
— Kiedy?
— Dawno, jeszcze w październiku.
— No, moment nie był najlepszy. Czechosłowacja, Zjazd Partii...
— A znasz taki moment, który byłby dla nich dobry?
Otocki raczej uchyli się od odpowiedzi i aby zastąpić niewypowiedzianą kwestię pożyteczną treścią zażąda od kelnera czuwającego przy bufecie jeszcze jednej whisky.
Szybko i sprawnie obsłużony, wróci do przerwanej rozmowy:
— I co ci powiedział?
— Mniej więcej to samo, co oni zwykle mówią, kiedy ma być na nie. Peryferyjne problemy, nietypowe, pesymizm, jednostronny, subiektywny obraz rzeczywistości, niedostrzeganie głównego nurtu historii, potem krótki wykład o podziale świata, o toczącej się walce i potrzebie zaangażowania po stronie postępu i wolności, no, co jeszcze? Przecież ty to dobrze znasz.
— Nie martw się, stary, Raszewski nie jest najgorszy.
— Możliwe. Byłaby to nawet pewna pociecha, gdyby ci najgorsi byli odrobinę lepsi.
— Raszewski nie jest przede wszystkim głupi facet, tylko musi dbać o linię Partii. A ciebie w gruncie rzeczy bardzo ceni, wiem to na pewno.
Wanert wstrząśnie kostkami lodu.
— Wolałbym, żeby i mniej mnie cenił, i o linię Partii mniej dbał.
— Myślisz, te to od niego zależy?
— Wiem, że nie od niego, ale, wybacz, mnie już od tego wszystkiego mdli. U nas są winni tylko ci, którzy robią rzeczy naprawdę wartościowe i usiłują coś zmienić na lepsze. A reszta? Sami niewinni!
— Nie irytuj się, szkoda nerwów, i tak nic nie zmienisz.
— Wiem — odpowie Wanert i chyba tym razem wypije swoją whisky do dna.
Może pomyśli: nic nie zmienię i dlatego, że tak myślę, nigdy nie zrobię nic wielkiego.
A Otocki naraz:
— Poczekaj, Eryk, coś ty przed chwilą powiedział?
— Że wiem, że nic nie zmienię. Niestety!
— Nie, nie to, przed tym! Że wolałbyś, żeby Raszewski mniej cię cenił i mniej dbał o linię Partii. Powiedziałeś tak?
— Możliwe.
— Człowieku! przecież gdyby on rzeczywiście mniej dbał o linię Partii, ciebie musiałby cenić jeszcze wyżej. Napijesz się?
Wanert, przygryzając dolną wargę, potrząśnie głową. I gdy dostrzeże nie opodal znajomą twarz, powie szybko:
— Przepraszam cię, muszę się z kimś przywitać.
Porzucony tak nagle Otocki podąży wzrokiem za odchodzącym i z pewnością od razu się zorientuje, że Wanert zmierza ku Romanowi Gorbatemu, który samotnie będzie stać pod ścianą, tuż obok popiersia z białego marmuru przedstawiającego ks. Józefa Poniatowskiego. Stwierdziwszy to Otocki szybko odwróci głowę i zajmie się swoją whisky, po czym bardziej niż zazwyczaj ociężały, z obwisłą twarzą i nazbyt długimi rękoma kołysząc, jak wiosłami, odejdzie w przeciwną stronę, a ponieważ poczuje się cokolwiek pi-