Strona:Jerzy Andrzejewski - Miazga cz. 1.djvu/49

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

lubią takich historii. Jak mnie pierwszy raz powiedziałeś o Jabłonnie, ja na to nic, ale pomyślałem sobie, że to może nie przejść.
— Jak to nie przejść?
— Tobie! O ciebie, Poldek, chodzi. Rany boskie, jesteś jak ślepa kura, naiwniak, nawet nie wiesz, ile ryje dokoła ciebie i świnię chcieliby ci podrzucić. Takie jest życie, Poldek, naprostuj się!
— To moja żona wymyśliła, wiesz, jaka ona jest. Mnie te szopki nie bawią.
— Wiem.
— No więc?
— Mówię ci, ślepa kura jesteś, Gówno widzisz. Towarzysze z kierownictwa dobrze wiedzą, jaki jesteś. Ale co z tego? Co im miałem powiedzieć, kiedy spytali, ile wesele twojej córki będzie kosztować! No!
— Keller wszystko płaci, ja grosza nie dałem.
— Nie dałeś, powiadasz?
— Przysięgam, Stefan!
— Ty mi nie przysięgaj, bo ja lepiej od ciebie wiem, co dałeś, a czego nie dałeś, Po to jestem, żeby wiedzieć. Ty istotę zagadnienia zrozum!
— Niby co?
— Ech, ty! zmendziałeś, stary, co ci w tej starej głowie chlupie? Gdybym nie był twoim starym kumplem, to bym ci dał w dupę takiego kopa, żebyś się, stary, do końca życia nie pozbierał. Co ty mi bajesz, kto za to wszystko zapłacił? Z takimi, jak ty, ja mam robić politykę? Pierdolę was wszystkich. Wiem, kto zapłacił. I co z tego?
— Rany boskie, Stefan, czego się gniewasz?
— Nie płacz, ja jestem spokojny, jak drut. A ty sobie załaduj w tę zrogowaciałą łepetynę: dla towarzyszy z kierownictwa sprawa tak stoi, że na wesele córki starego i zasłużonego towarzysza urządza się przyjęcie w Jabłonnie, czort z tobą, kto płacił, kto nie płacił! Jest przyjęcie? Jest. Duże przyjęcie. I kto ma być na tym zasranym kiblu? Gówno, artystyczno-intelektualne gówno. Ale nie tylko. Jeszcze towarzysz Panek z małżonką i kilkunastu przyjaciół z aparatu i z rządu. Przede wszystkim ja! Stefan Raszewski! Nie wygłupiaj się, stary! Znasz mój telefon! No! Kto cię dzień po dniu ustawia? Jeżeli jesteś durniem, nie rób z siebie większego i nie preparuj takich historii jak ta, za moimi plecami.
— Stefan! — jęknie najpewniej w tym momencie Panek — ja już czasem wysiadam, już nie mogę, sił nie starcza.
— Siedź na dupie, póki siedzisz, i mądrzejszych od siebie słuchaj.
Siedzę,, Stefan, ale co ja takiego zrobiłem? To nie moja wina.
— Przestań pierdolić!
— Zmęczony jestem, Stefan.
— Chcesz w mordę?
Więc się najpewniej w tym momencie Panek, jeszcze przed chwilą osłabiony i w sobie sflakowaciały, wyprostuje.
— Bij, Stefek — powie z determinacją — bij!
Wówczas Raszewski całkiem spokojnie:
— Słuchaj, stary, ile miesięcy musiałby pracować robotnik, nauczyciel albo urzędnik z twego resortu, żeby takie wesele córce zafundować?