Strona:Jerzy Żuławski - Ijola.djvu/212

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
KUNO.

Za nic cię nie przeklinam i nie potępiam dzisiaj... To było wczoraj...

MARUNA.

Wczoraj! wczoraj...

KUNO.

Tak. A między dniem wczorajszym a dzisiejszym leży długa noc, którą ja przedumałem, siedząc tam w pustej izbie rycerskiej — samotny, stary... Maruna, ta letnia noc była długa, bardzo długa... Czułem, jak z każdą chwilą, która upływa, siwieje mi jeden włos... Słońce wzeszło — i ja siwy już jestem zupełnie... Miej ty litość nad starcem, Maruna! — Przychodzę prosić cię o przebaczenie.

MARUNA z bolesną goryczą:

Mnie — o przebaczenie!

KUNO.

Tak jest, — bo ja sam winien jestem wszystkiemu. Widzisz, ja grube ręce mam — od miecza, od kopji; nie umiałem temi rękami utulić twego serca, maleńkiej, drobnej ptaszyny... Stary jestem. Maruna, przebacz mi, że jestem stary.