Strona:Jerzy Żuławski - Ijola.djvu/194

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
MARUNA.

Ty jesteś szalony! Ten posąg Maryi... nasz...? I coś ty uczynił...

ARNO.

Wszystko jest tedy — w porządku! Zatracona jest dusza moja na wieki! — Tylko jeszcze zapłata! zapłata! Przychodzę po nią, po pocałunki twoje, uściski, objęcia, po śmierć!... Na piersi twoje patrzyłem nieraz, jak obłąkany, — przychodzę je teraz całować! — daj! — chcę zapłaty za mój grzech!

Zbliża się do niej.
MARUNA z przestrachem:

Precz! precz odemnie!

ARNO.

Jakto? więc to wszystko — za darmo? Więc ja tak tanio duszę swą oddałem? za nic? — I ja miałem cię w swej izbie i dość mi było ramiona wyciągnąć... A ja — szaleniec — za świętą cię miałem! dusiłem się, marłem... Ha, ha! jakże się ty śmiać ze mnie musiałaś!

MARUNA.

Ze siebie samej śmieję się w tej chwili, nie z ciebie! Ze swego snu, z swej wiary. O! odejdź! odejdź odemnie...!