Strona:Jerome K. Jerome - Z rozmyślań próżniaka.djvu/78

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Zadanie każdego człowieka towarzystwa polega na udoskonaleniu drugiego. Powstają amatorskie parlamenty, rady literackie, kluby bywalców teatralnych.
W ostatnich czasach nie słychać tylko krytyk premjer; bardzo być może, że zwolennicy dramatu doszli do wniosku, iż sztuki dzisiejsze nie są warte nawet krytyki. Za moich młodych lat wszakże sprawa ta gorąco nas zajmowała. Chodziliśmy do teatru nie z egoistycznych pobudek przepędzenia wesoło wieczoru, lecz w szlachetnym celu podniesienia sceny. Może istotnie było to dla niej z korzyścią, może byliśmy niezbędni — łudźmy się przynajmniej, że tak było. Faktem jest to tylko, że wiele nonsensów znikło ze sceny i że może nasza żywiołowa, śmiała krytyka przyczyniła się do ich usunięcia. Niewyszukane środki wywierają nieraz dobroczynny wpływ na głupotę.
Za owych czasów dramaturg musiał się liczyć z publicznością. Galerja i parter słuchały jego sztuki z taką uwagą i takiem przejęciem, jakich obecnie śladów nawet nie znaleźć. Przypominam sobie pewien melodramat, wystawiony, zdaje się, jeszcze w starym, królewskim teatrze, melodramat, od którego krew stygła w żyłach. Naszem zdaniem autor kazał bohaterce zbyt wiele mówić. Za każdym razem, gdy ukazywała się na scenie, zmuszał ją do wygłaszania straszliwie długich tyrad; na takie głupstwo, jak przeklęcie czarnego charakteru, zużyła nie mniej, niż sto wierszy. Gdy zaś bohater zapytał, czy go kocha, wstała i wypowiedziała