Strona:Jerome K. Jerome - Z rozmyślań próżniaka.djvu/43

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Podchodzisz bliżej i słyszysz, jak jedna z nich mówi:
— A zatem, zwęziłam pasek, wypuściłam szwu i teraz leży doskonale.
— Do Johnes’ów, — powiada na to druga, — włożę wiśniową bluzkę z żółtą wstawką, a jakie cudowne rękawiczki przyszły do Pattiga; kosztują tylko szyllinga, jedenaście pensów za parę.
Pewnego razu wiozłem łodzią dwie znajome panie. Okolica była prześliczna, obie też dziękowały mi potem serdecznie za piękny spacer. Przez cały czas rozmawiały o strojach.
— Śliczny widok, — mówiłem, wskazując parasolem brzegi, — niech panie spojrzą na te błękitniejące w oddali wzgórza! A ta polanka wśród lasu, tam...
— Rzeczywiście, bardzo ładnie, — odpowiadała jedna z pań. — A może wziąć łokieć lekkiej tafty?
— Jakto, i nie przerabiać spódnicy?
— Naturalnie. Jak się nazywa ta miejscowość?
Próbowałem zwrócić im uwagę na coraz nowe piękności, odsłaniające się przed naszymi oczami. Rozglądały się dokoła, mówiły: „cudownie“! „ach, jak tu ładnie!“ i w tej chwili zaczynały zachwycać się swojemi chustkami do nosa i ubolewać nad upadkiem sztuki gufrowania batystu.
Myślę, że gdyby dwie kobiety były zmuszone całe życie spędzać na odludnej wyspie, dni schodziłyby im na rozmowach o zastosowaniu muszli