Strona:Jerome K. Jerome - Z rozmyślań próżniaka.djvu/27

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wam, że jest to kawałek ciasta, przyniesiony tu przez któreś z dzieci, po dokładnem przyjrzeniu się jednak, przedmiot ten nabiera podobieństwa do niedogotowanego Kupidona. Gospodyni nazywa tę rzecz posągiem. Następnie znajdziecie tam rysunek, sfabrykowany przez jakiegoś idjotę, kuzynka gospodyni, oleodruk „Hugonoci“, dwa albo trzy teksty z Biblji, oraz napisane na glansowanym papierze i wstawione w rzeźbioną ramkę świadectwo o zaszczepieniu ospy ojcu rodziny, lub też o jego przynależności do jakiegoś stowarzyszenia.
Po obejrzeniu wszystkich tych piękności, z głębokiem smutkiem pytasz o cenę.
— To za drogo, — powiadasz, usłyszawszy wysokość komornego.
— Zmiłuj się pan, — woła gospodyni w napadzie niespodziewanej szczerości. — Jeśli mam powiedzieć prawdę, za ten pokój brałam zawsze (wymienia sumę o wiele wyższą)... a przedtem płacono mi... (jeszcze wyższa suma).
Dreszcz przejmuje, kiedy pomyślę, jak wysokie było komorne „pokoju do wynajęcia“ przed laty dwudziestu. Poprostu wstyd ci przed samym sobą, gdy gospodyni opowiada, że brała wtedy dwa razy więcej, niż żąda od ciebie. Widocznie młodzież poprzedniego pokolenia, mieszkająca w umeblowanych pokojach, należała do klas o wiele zamożniejszych, aniżeli my grzeszni, albo też rujnowała się poprostu na wynajmowanie pokojów. Ja przynajmniej w owych czasach musiałbym mieszkać na strychu.