Strona:Jerome K. Jerome - Z rozmyślań próżniaka.djvu/13

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

przyśpiewując „luli, luli“, albo coś w tym samym rodzaju, równie mądrego.
— Jabym na pańskiem miejscu nie podrzucała jej tak wysoko, — powiada karmicielka, — od byle głupstwa robi się jej niedobrze.
Postanawiasz momentalnie przestać ją podrzucać, żywiąc nadzieję, że nie zaszedłeś jeszcze zbyt daleko.
W tej samej chwili dziecko, spoglądające dotychczas na ciebie z wyrazem najwyższego przerażenia, pomieszanego ze wstrętem, kładzie kres wszystkiemu, poczynając drzeć się na całe gardło. Kapłanka rzuca się na ciebie i porywa je z okrzykiem.
— Szsz... szsz... szsz!... Co wuj zrobił dzieciątku?
— Zdumiewające, — odzywasz się uprzejmie, — czemu to ono naraz tak zapłakało?
— O, zapewne pan jej coś zrobił, — mówi z oburzeniem matka, — dziecko bez racji nigdy nie krzyczy.
Myślą widocznie, że wbiłem dziecku igłę.
Niemowlę cichnie wreszcie i niewątpliwie całkiemby się uspokoiło, gdyby nie to, że jakaś wszędobylska osoba pokazuje mu ciebie, pytając: „Kto to, maleńka?“ wobec czego mądre dziecko, poznawszy cię, zaczyna drzeć się nanowo.
Na to jakaś niemłoda, tłusta dama odzywa się:
— Zadziwiające, jak dzieci czasem nie lubią kogoś od pierwszego spojrzenia.