Strona:Jerome K. Jerome - Z rozmyślań próżniaka.djvu/12

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

kich. Oglądasz się dokoła z głupim uśmiechem i mówisz wesoło:
— Nie wiele ma włosów, prawda?
Przez chwilę nikt ci nie odpowiada, aż wreszcie imponująca piastunka odzywa się z godnością:
— Pięciotygodniowe dzieci nie miewają zazwyczaj długich włosów.
Poczem następuje powtórne milczenie, czujesz, że pozwalają ci naprawić swoją opinję. Korzystasz więc z tego, by zapytać, czy „dzidzi“ umie chodzić i czem się je karmi.
Wówczas wszyscy już zaczynają się domyślać, że brak ci piątej klepki i żałują cię z całego serca. Ale piastunka nie chce dopuścić, abyś się wykręcił niczem, bez względu na to, czy jesteś warjatem, czy też nim nie jesteś, i postanawia torturę doprowadzić do końca.
— Niech pan ją weźmie na ręce, sir, — powiada tonem najwyższej kapłanki, przewodniczącej jakiemuś religijnemu mysterjum, podając ci zawiniątko.
Jesteś zbyt przygnębiony, aby stawić opór, z pokorą więc przyjmujesz „słodki“ ciężar.
— Niech pan położy rękę trochę poniżej pleców, sir, — mówi najwyższa kapłanka, poczem wszyscy się cofają, pilnie cię obserwując, jakbyś miał pokazywać jakie sztuki żonglerskie.
Ty zaś sam nie wiesz, co masz robić, tak samo, jak przedtem nie wiedziałeś, co masz mówić. Jasnem jest wszakże, że coś robić trzeba, zaczynasz więc podrzucać w górę nieszczęsne dziecko,