Strona:Jeden trudny rok opowieść o pracy harcerskiej.pdf/63

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

lony kocem. Tarzan, ufny w swą niewidoczność pociągnął za sobą towarzysza tak, że hałas czyniony przez wartownika zbiegł się w jedno ze szmerem rozsuwanego tatarku i zagłuszył go. Byli już tuż przy brzegu, pogrążeni bez ruchu w przybrzeżnym błocie. Trzcina uwiązana na plecach i ramionach przydała się teraz, bo skrywała białość ciała. Nad wodą jaśniały tylko dwa nosy i czoła oraz dłoń Tarzana, której nie zdążył cofnąć z jakiegoś wystającego nad wodą pnia.
Wartownik był tuż. Musiał zaniepokoić się widocznie poruszeniami tatarku, bo pochylony nad wodą ułamanym kijem szukał przyczyny szmeru. Zmamiony jednak cieniami i odblaskami wody, nie widział nic, choć schylał się wprost nad Tarzanem.
Ten zastygł, gdyż kij szukającego dosięgnął jego dłoni i poruszył ją kilkakrotnie. Urodzony kawalarz całą siłą powstrzymał się, aby nie złapać za koniec kija i ledwie nie parsknął uśmiechem, wyobraziwszy sobie zdumienie i przerażenie wartownika, gdyby się teraz, nagi, wyłonił z wody o krok przed nim. Przywarł jednak ręką do pnia, choć ostry koniec kija zdarł mu naskórek. Tem zmylił wartownika, który przestał szukać i stał nad brzegiem, oparty na kiju.
Sytuacja zaczynała być kłopotliwa, bo choć wo-