Strona:Jeden trudny rok opowieść o pracy harcerskiej.pdf/33

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

kami „fajek”, rżnących w „oczko”, wałęsających się z dziewczętami, jeszcze od nich młodszemi smarkulami, po wszystkich zakamarkach Pawłowa. I setki lepszych od tam tych o ten jeden szczebel, że pożyczanym krawatem fasonują sobie elegancję do marynarki z za krótkiemi rękawami, do spodni z siedzieniem przetartym jak sito. Porażonemi choć jeszcze odważnie i śmiało patrzącemi oczyma wybiegli naprzód o rok, dwa, trzy i ujrzeli siebie, gonionych z izb precz zaciętem spojrzeniem ojca, oblepianych błagalnym wzrokiem matki, odpędzanych od każdego warsztatu, fabryki, majstra, bo pracy nie ma; pławiących się w szczęściu, gdy uda się siłę młodych rąk sprzedać po 18 groszy za godzinę pracy.
„Świat pracy” — ale gdzie ta praca? — splunął z sarkazmem Roman. Lecz słowo mówione ma swój jakiś czar: przez skojarzenie z pieśnią, okrzykami, mowami brzmiącymi im w uszach, jeszcze od Ⅰ maja — chwyciło ich w karby i podnieciło.
— E, Romek, na świat pracy nie pluj — powiedział wolno Wacek.
Wyszedłszy z za zakrętu ulicy stali właśnie przed wielkim blokiem budynków huty „Brzask”. W zachodzącem słońcu czerwono błyszczały okna, kita dymu zlewała się z pasmem chmur i zdawała się obejmować obręczą cały ziemski horyzont. Powie-