Strona:Jeden trudny rok opowieść o pracy harcerskiej.pdf/209

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

sięcy męki, niepokoju — byliśmy bliscy klęski i oto teraz przedwczoraj nastąpiło otwarcie ogródka dla dzieci kolo Małpiego Gaju. Nie chodzi mi o te uroczystości, przemówienia, peany chwały. Patrzyłem z radością na dzieciaki. Kiedy starsi stawali nad każdym przyrządem, oglądali i podziwiali — podniósł się gwar przeogromny. Wszystkie mały szkraby powłaziły na drabinki, huśtawki i tory zjazdowe. W tym momencie dopiero odczułem radość. Widok twarzy roześmianych dzieciaków, ich frajda to wszystko razem sprawiło, że po sercu rozlała się we mnie radość ogromna. Już mi w oczach nie stoi ten chłopczyk, konający w szpitalu, już dzieciaki mają swe „podwórko”, swe miejsce zabaw. Mały brzdąc wpadł na mnie z impetem, goniąc za kółkiem; miał takie same oczki jak tamten — ze szpitala. Mało co nie wycałowałem zdumionego szkraba. To nie wszystko. Okazało się, że harcerki teraz przyszły nam z pomocą. Oto zajęły się dzieciakami, one właściwie bawią się z dziećmi. Poprostu jest to półkolonja. A my… Nas, kilku „miastowiczów” pomaga przy kuchni, z której wydaje się dzieciom obiad i podwieczorek, pilnujemy, by nikt nie krzywdził szkrabów i by się one nie pobiły. Powiedz Hubertowi, że wreszcie dopięliśmy swego celu. Nie wiem, kiedy zobaczysz go, ale ma na końcu wędrów-