Strona:Jeden trudny rok opowieść o pracy harcerskiej.pdf/193

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

we. Trajkot ich stawał się coraz szybszy, donioślejszy.
Wozy łączności minęły wieś, gnały w kierunku dworu, gdzie widocznie były chorągiewki kawalerji, auta i sylwetki kręcących się ludzi.
Odgłos strzałów zlewał się z dudnieniem wozu po kamienistej drodze. Konradowe oczy coraz bardziej się przymykały. Czuł, że za chwilę zaśnie. Hubert potrząsnął ramieniem Konrada.
Hallo, chłopie, coś taki śpiący!? Zaraz będziemy mieli robotę. Nie śpij?
Uśmiechał się swemi dobremi, zielonemi oczyma. N a twarzy, mimo znużenia, widać było pogodę i uśmiech. Skulony, zmęczony Konrad spojrzał na swego przyjaciela i uśmiechnął się sennie, żałośnie.


∗             ∗

Jest czasem takie miłe, dobre popołudnie, gdy można wysunąć nogi przed przyzbę domu i pogrążać się w niewiadomem, niczego nie łaknącem myśleniu. Ale inaczej, mocniej wyglądają te popołudnia, gdy w nogach czujesz jeszcze rytm roweru, w głowie szum krwi pulsującej, a zeschłe wargi z trudem chłonące powietrze, domagają się za wszelką