Strona:Jeden trudny rok opowieść o pracy harcerskiej.pdf/19

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

ców — uśmiechnął się — kto wie, czy nie będziecie jeszcze cieńko śpiewać.
— E! tego tylko nam trzeba — roześmieli się obaj i rozprysnęli się w ciemnościach, odchodząc do siebie; kroki ich dudniły jeszcze przez chwilę po bruku: Adama z Hubertem czekał jeszcze kawałek wspólnej drogi. Gdy mijali ulicę 11 Listopada, wpadło im w oko światło, jaskrawiące się w podwórcu dużego, głuchego gmachu.
— Patrz, Hub, w „ósemce“ jeszcze się świeci! Co oni robią o tej porze? A możebyśmy tak do nich zajrzeli!
— No, to już — zgodził się Hubert — bo Stach to ciekawy gość! Może dużo zrobić ze swoimi. A ktoby się po nim dawniej spodziewał?
Mówiąc to, już byli w głębi podwórza Towarzystwa im. Kościuszki, gdzie w baraku, opartym o mur sąsiada, znalazła siedzibę harcerska drużyna rzemieślnicza, do niedawna pod bezkrólewiem będąca, dziś przez Stacha Rokickiego, nawróconego grzesznika, odnowiona i podnoszona z gruzów.
Z rozwartych nagle drzwi buchnął na wchodzących snop światła i wyolbrzymiony wśród nocy hałas roboty. Środkiem izby drabina, na niej dwu majstrujących u sufitu, przy warsztacie znany im Wacek Molenda ledwie zdążył rzucić im powitalne spojrzenie i już cały zniknął pod grzywą włosów, schy-