Strona:Jeden trudny rok opowieść o pracy harcerskiej.pdf/185

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

kim krokiem posuwał się do rozdygotanego motoru ciężarówki. Hubert gwizdnął przeciągle na palcach. Natychmiast od strony bramy dało się słyszeć tupot biegnących. Do siędzącego w aucie szofera człowiek w podartym ubraniu krzyczał polecenia. Auto ruszyło. Nieznajomy obejrzał się i zobaczywszy w świetle reflektorów umundurowanych policjantów skoczył na stopnie auta. Prokurator podbiegł bliżej. Nieznajomy pchnął go pięścią z całej siły, Ten zachwiał się i byłby upadł, gdyby nie ręka Huberta.
W aucie widocznie zapomniano zapiąć klapę, bo ta z hałasem dudniła o koła. Wskoczyli do policyjnego samochodu. Ciężarówka wyjeżdżała już przez ramę, kolebiąc się mocno. W pewnym momencie jedna z płyt zesunęła się, z hukiem padając na ziemię. W świetle reflektorów widać ją było, leżącą na ziemi. Pęknięta na pół szczerzyła pokruszone kawały betonu — bez żelaznych prętów.
No, proszę! krzyknął Hubert! — dojechali do płyty, która zatarasowała przejście. Do auta dobiegli chłopcy.
— No, to już chyba nie jesteśmy potrzebni. Tam przy piątej furze będzie nasz kolega, przywieźcie go panowie do domu! — Odsunęli kawały płyty. Auto ruszyło szybko, wznosząc za sobą ogromny tuman kurzu. Policjant, który został w betoniarni, odbierał