Strona:Jeden trudny rok opowieść o pracy harcerskiej.pdf/184

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Chłopcy rozpełzli się w ciemności, a Hubert wrócił biegiem do chałupy, wymacał pociemku rower stojący przy ścianie i za chwilę pędził co sił do miasta. Naturalnie, jak się ma szczęście, to się ma! Prokuratora nie było w domu, poszedł do klubu. Hubert nie zastanawiał się długo. Ostatnim ruchem oparł się o ścianę przedpokoju klubowego i czekał zdyszany, aż odciągną prokuratora od stolika. Prokurator uśmiechnięty, cieszący się z dobrej zabawy, ze zdziwieniem spojrzał na ubrudzoną twarz Huberta. Wyjaśnienie sprawy było krótkie. Jeszcze tylko prokurator, nakładając palto, powiedział: — panie Szott, w razie fałszywego podania wiadomości grozi panu ciężka kara!
— Proszę się nie martwić, wiem!
Za piętnaście minut pędzili autem policyjnem przez zamarłe ulice Pawłowa. Wyjechali na szosę. Wiatr zimny, przejmujący świstał w uszach. Blisko byli już betoniarni. Przyciemnili światła, motor cicho pracował. Wjechali w otwartą bramę od strony Woszczowej.. Stróż widocznie wziął ich za auto Zaworowicza, bo ich nie zatrzymał. Dojechali przed słabo oświetloną szopę. Akurat ciężarówkę wytaczano z szopy. Widoczne były płyty betonowe przetkane słomą wewnątrz wozu.
Prokurator wyskoczył z auta i z policjantami szyb-