Strona:Jeden trudny rok opowieść o pracy harcerskiej.pdf/168

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Niewiadomo kiedy doszli do płotu, ciągnącego się długą linią. Za płotem słychać było turkot wózków, szmer sypanego żwiru, okrzyki robotników. Adam podciągnął się na rękach, spojrzał za płot i po chwili siedział już na wierzchu. Konrad ironicznie spojrzał na towarzysza, potem odezwał się:
— Możebyś już zeszedł, co? Przypomniał ci się okres szczenięcy?
— Właź Konrad, zobaczysz robotę drogi.
— Zgłupiał chłop, tu robią drogę!? Idiota!
— Tylko nie idiota! właź to zrozumiesz!
Zaciekawiony Konrad wspiął się na płot i patrzał. Robotnicy w długie drewniane formy wlewali rozrobiony beton, wkładając na boki i szczyty dwudziesto-centymetrowe pręty żelazne.
— Co to ma być? — szepnął Konrad.
— To są płyty, które będą wyłożone na szosie prowadzącej do naszego lasu.
— No, a poco te kawałki żelaza?
Odpowiedzią było tylko wzruszenie ramion.
— Może to ma wzmocnić płyty? — rzucił w przestrzeń Konrad.
— Co? takie kawałki pomogą?
Gadaliby pewnie w ten sposób dłużej, gdyby nie jakiś dozorca, który kazał im zejść z płotu.
Wracali z powrotem do miasta.