Strona:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf/36

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Co by pan powiedział na to, gdybyśmy pana polecili zbadać przez lekarzy sądowych?
— Ja sądzę, że nie jest tak źle, żeby ci panowie mieli na próżno tracić dla mnie czas. Mnie już badał jeden doktór w komisariacie policji, czy nie mam trypra.
— Wiesz pan co, panie Szwejk, my jednak zrobimy próbę z tymi lekarzami sądowymi. Złożymy ładną komisyjkę, przekażemy pana do aresztu śledczego, a tymczasem pan sobie dobrze odpocznie. Na razie jedno pytanie: Podług protokołu miał pan się wyrażać i rozgłaszać, że teraz niedługo wybuchnie wojna.
— Proszę pana radcy, wojna wybuchnie w krótkim czasie,
— A czy nie miewa pan czasem jakich napadów?
— Napadów, proszę pana, nie mam, tylko raz byłbym o mały figiel wpadł pod automobil na placu Karola. Ale to już ładnych parę lat temu.
Na tym przesłuchanie było skończone. Szwejk podał panu radcy sądu rękę, a po powrocie do swego pokoiku rzekł swoim sąsiadom:
— No więc przez to zamordowanie pana arcyksięcia Ferdynanda będą mnie badali lekarze sądowi.
— Ja też już byłem badany przez lekarzy sądowych — rzekł pewien młody człowiek. — Było to wtedy, kiedym się z powodu kobierców dostał przed sąd przysięgłych. Uznali mnie za słabego na umyśle. Teraz zdefraudowałem parową młockarnię i nic mi nie mogą za to zrobić. Wczoraj powiedział mi mój adwokat, że jeśli już raz zostałem uznany za słabego na umyśle, to powinienem mieć z tego korzyść na całe życie.
— Ja tym lekarzom sądowym nic nie wierzę — zauważył człowiek o wyglądzie inteligentnym. — Kiedy razu pewnego sfałszowałem weksle, zacząłem na wszelki przypadek chodzić na wykłady psychiatryczne doktora Hoverocha, a gdy mnie złapali, symulowałem paranoika akurat tak, jak wypadało po-