Strona:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf/31

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— A w miejscowych kołach politycznych nie masz pan znajomych?
— Mam, proszę pana, kupuję sobie południowe wydania „Narodni Politiki“, jak się mówi, suczki.
— Precz! — wrzasnął na Szwejka pan o zwierzęcym wyrazie.
Gdy Szwejka wyprowadzano z kancelarii rzekł:
— Dobrej nocy, wielmożny panie.
Powróciwszy do izby aresztanckiej, oznajmił Szwejk obecnym, że takie przesłuchiwania to niezgorsza frajda. — Trochę tam pokrzyczą, a w końcu człeka wypędzą.
— Dawniej — wywodził Szwejk — bywało gorzej. Czytałem kiedyś taką książkę, że oskarżeni musieli chodzić po rozpalonym żelazie i pić roztopiony ołów, żeby się pokazało, kto jest niewinny. Albo wtykali nogi badanego w buty hiszpańskie i rozciągali go na drabinie, jeśli nie chciał się przyznać, albo też przypalali mu boki strażackimi pochodniami, jak to robili na przykład świętemu Janowi Nepomukowi. Podobno ryczał przy tym, jakby go na noże brali, i nie zamilkł, dopóki nie zrzucili go z mostu Eliszki do Wełtawy, i to w worku nieprzemakalnym. Takich wypadków było więcej, a jeszcze do tego człowieka ćwiartowali albo wbijali go na pal gdzieścik tam koło Muzeum. A jeśli wrzucili kogo do głodomorni, to taki człowiek czuł się z uciechy jak odrodzony.
— Dzisiaj to jedna wielka frajda dostać się do aresztu — pochwalał Szwejk nowe czasy — nie ma ćwiartowania, nie ma hiszpańskich butów. Prycze mamy, stół mamy, ławki mamy, nie potrzebujemy pchać się jeden na drugiego, zupę dostajemy, chleb też nam dają, dzban wody przyniosą, wychodek mamy prosto pod gębą. We wszystkim widać postęp. Prawda, że na śledztwo trochę niby daleko, bo aż przez trzy korytarze i o piętro wyżej, ale za to na korytarzach jest czysto i żywo. Tu prowadzą jednego, tam drugiego, młodego, starego, płci męskiej, płci żeńskiej. Człek się cieszy już i z tego, że nie sie-