Strona:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf/233

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jeśli mu się nie podobali, a gdy który z nich chciał się żenić, to władzom wyższym wydawał o nim opinię jak najgorszą.
Brakło mu połowy lewego ucha, którą uciął mu w pojedynku jego przeciwnik, wyzwany przez niego za proste stwierdzenie faktu, że Fryderyk Kraus von Zillergut jest skończonym bałwanem.
Po rozbiorze jego przymiotów umysłowych doszlibyśmy do wniosku, że przymioty te nie były wcale lepsze od tych, które wsławiły gburowatego Habsburga, Franciszka Józefa, jako notorycznego idiotę.
Jego mowa miała te same akcenty, w jego głowie mieścił się taki sam zasób naiwności. Podczas pewnego bankietu w kasynie oficerskim, gdy rozmawiano o Schillerze, pułkownik Kraus von Zillergut wyrwał się ni w pięć ni w dziesięć:
— Widziałem wczoraj, moi panowie, pług parowy, pędzony przez lokomotywę, ale nie przez jedną, lecz przez dwie lokomotywy. Patrzę, dym, podchodzę bliżej, a to lokomotywa, a z drugiej strony druga. Powiedzcie, panowie, czy to nie śmieszne? Dwie lokomotywy, jakby nie dość było jednej.
Przez chwilę milczał, a potem dorzucił:
— Gdy się benzyna wyczerpie, to automobil musi się zatrzymać. To też wczoraj widziałem. I ględzi się o zachowaniu energii! Nie jedzie, stoi, nie ruszy się, bo nie ma benzyny. Czy to nie śmieszne?
Przy swojej tępocie był niezwykle pobożny. W mieszkaniu miał ołtarz domowy. Często chodził do spowiedzi i do komunii, wyróżniając kościół św. Ignacego, a od początku wojny modlił się o powodzenie wojsk austriackich i niemieckich. Chrześcijaństwo mieszał sobie z marzeniami o hegemonii germańskiej. Bóg miał dopomóc zwycięzcom do wydarcia pokonanym ziemi i bogactw.
Wpadał zawsze w istny szał, gdy się dowiadywał, że przywieziono jeńców.
— Po co brać jeńców — mawiał. — Powystrzelać ich