Strona:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf/224

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Znajomość geografii czeskiego południa, którą Szwejk przyswoił sobie kiedyś podczas manewrów, napełniła serce dziewczyny regionalnym ciepłem.
— To zna pan w Protiwinie na rynku rzeźnika Pejchara?
— Jakże go nie znać! To mój kuzyn. Bardzo go tam u nas wszyscy lubią — mówił Szwejk — to człowiek dobry, usłużny, ma dobre mięso i dobrze waży.
— Czy pan przypadkiem nie Jaresz? — zapytała dziewczyna, zaczynając odczuwać sympatię dla nieznajomego żołnierza
— Jaresz.
— A z których Jareszów? Z tych z Krcza koło Protiwina, czy z Rażyc?
— Z Rażyc.
— A stary jeszcze rozwozi piwo?
— Ciągle.
— Też już będzie miał więcej, jak sześćdziesiąt.
— Sześćdziesiąt osiem skończył latoś z wiosny — odpowiedział spokojnie Szwejk. — Teraz kupił sobie psa i jazda, panie gazda. Pies siedzi na wozie i pilnuje. Akurat taki pies, jak ten, co goni wróble. Ładny piesek, bardzo ładny.
— To nasz — pouczała go nowa znajoma. — Ja jestem w obowiązku u pana pułkownika. Pan nie zna naszego pułkownika?
— Znam go, to bardzo inteligentny pan — rzekł Szwejk. — U nas w Budziejowicach też był taki jeden oberst.
— Nasz pan jest bardzo surowy, a gdy niedawno mówili, że nas w Serbii sprali, to przyszedł do domu wściekły, potłukł, w kuchni wszystkie talerze i chciał mnie wyrzucić.
— A więc to pana obersta piesek? — przerwał jej Szwejk. — Szkoda, że mój oberlejtnant psów nie znosi, bo ja bardzo psy lubię. — Milczał przez chwilę, a potem rzekł: — Psy są wybredne. Niekażdy pies żre wszystko, co mu dają.