Strona:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf/206

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Tymczasem młoda dama uspokoiła się trochę. Z torebki wyjęła bilet, napisała na nim kilka słów ołówkiem, włożyła go do milutkiej małej koperty i, tłumiąc łkanie, rzekła:
— Zanieście to panu nadporucznikowi, ja tu poczekam tymczasem. Macie pięć koron za fatygę.
— Nic z tego nie będzie — odpowiedział Szwejk, dotknięty nieustępliwością niespodziewanego gościa. — Niech pani zabierze swoje pięć koron, ma je tu pani na krzesełku, i jeśli pani chce, to niech pani idzie razem ze mną do koszar. Poczeka pani chwilę, a ja list oddam i przyniosę odpowiedź. Ale żeby pani miała tymczasem tutaj siedzieć, to o tym nie ma mowy.
Po tych słowach wciągnął kufry do przedpokoju i, szczękając kluczami, jak jaki klucznik na zamku, rzekł z naciskiem:
— Zamykamy!
Młoda dama, zupełnie bezradna, wyszła do sieni, Szwejk zamknął drzwi i ruszył naprzód, a ona jak piesek dreptała za nim i dogoniła go dopiero wtedy, gdy Szwejk wstąpił do trafiki po papierosy.
Szła teraz obok niego i starała się nawiązać rozmowę.
— Czy oddacie list z pewnością?
— Kiedy mówię, że oddam, to oddam.
— A czy pan nadporucznik będzie w koszarach?
— Tego nie wiem.
Szli obok siebie w milczeniu i dopiero po długiej chwili towarzyszka Szwejka zaczęła mówić:
— Przypuszczacie więc, że pana nadporucznika nie ma w koszarach?
— Nie przypuszczam.
— A jak sądzicie, gdzie mógłby być?
— Tego nie wiem.
Rozmowa znowu została przerwana na długo i dopiero pytanie młodej damy wznowiło ją:
— Czy nie zgubiliście mego listu?