Strona:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf/159

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Dzisiaj, żołnierze, odchodzicie na front i tam dalej. Zwracajcie się tedy ku Bogu i tam dalej, że tak powiem. Nie wiecie, że tak powiem, co was spotka i tam dalej. — Oba zwroty „że tak powiem“ „i tam dalej“ przeplatał kaznodzieja słowami o sprawach świętych.
W zapale krasomówczym wymienił feldkurat także i księcia Eugeniusza Sabaudzkiego, jako świętego, który czuwać będzie nad saperami, gdy będą budowali mosty.
Pomimo wszystko msza polowa zakończyła się dobrze ku powszechnemu zadowoleniu. Saperzy byli żywo uradowani.
W drodze powrotnej nie chciano ich wpuścić z polowym ołtarzem do tramwaju.
— Czekaj no, dam ja ci po łbie tą świętością — zagroził Szwejk motorniczemu.
Gdy wreszcie dotarli do domu, stwierdzili, że gdzieś w drodze zgubili tabernakulum.
— To nic nie szkodzi — pocieszał się Szwejk. — Pierwsi chrześcijanie też odprawiali mszę świętą bez tabernakulum. Gdybyśmy o zgubie zamieścili w pismach ogłoszenie, to uczciwy znalazca żądałby od nas nagrody. Gdyby chodziło o pieniądze, to może nie znalazłby się taki uczciwy znalazca, aczkolwiek trafiają się i tacy ludzie. U nas w Budziejowicach służył w pułku pewien żołnierz, taki poczciwy idiota, który razu pewnego znalazł na ulicy sześćset koron i oddał je w biurze policji, a gazety pisały o nim, jako o uczciwym znalazcy, więc nażarł się niemało wstydu. Nikt nie chciał z nim gadać i każdy mówił: — Ty małpo jedna, co za głupstwa wyrabiasz? Przecież teraz będziesz się musiał wstydzić do samej śmierci, jeśli masz w brzuchu choćby trochę honoru. — Miał dziewczynę, ale ona przestała z nim rozmawiać. Gdy przyjechał na urlop i poszedł do karczmy na tańce, to go koledzy za to wyrzucili za drzwi. Zaczął schnąć, bo sobie to wszystko nadmiernie brał do głowy i wreszcie rzucił się pod