Strona:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf/155

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

I miał rację. Gdy bowiem zajechali już na plac ćwiczeń i byli u podium z balustradą i stołem, na którym miał być ustawiony ołtarz polowy, okazało się, że kapelan zapomniał o ministrancie.
Ministrował mu zwykle pewien żołnierz z piechoty, który wolał jednak iść do łączności i odjechał na front.
— Nie szkodzi, panie feldkurat — mówił Szwejk — ja to także mogę odstawić.
— A potrafisz ministrować?
— Nigdy tego nie robiłem — odpowiedział Szwejk — ale popróbować można wszystkiego. Teraz jest wojna, a na wojnie ludzie robią takie rzeczy, o których im się nawet nie śniło. To, jakieś tam et cum spiritu tuo na pańskie dominus vobiscum — także jakoś sklecę. Zresztą uważam, że to nic trudnego chodzić koło pana feldkurata, jak kot koło gorącej kaszy, myć panu ręce i nalewać wino z ampułek...
— Dobrze — powiedział kapelan — ale wody mi nie nalewajcie. Najlepiej od razu nalejcie do tej drugiej ampułki także wina. Zresztą zawsze wam powiem, Szwejku, czy macie iść na prawo czy na lewo. Jeśli po cichutku zagwiżdżę raz, to znaczy na prawo, dwa razy na lewo. Z mszałem także nie musicie zanadto się obnosić. Poza tym jest to gra. Czy nie macie tremy?
— Ja się niczego nie boję, panie kapelanie, nawet ministrować.
Kapelan miał rację mówiąc, że jest to gra. Wszystko bowiem poszło niezwykle gładko. Przemówienie kapelana było bardzo krótkie.
— Żołnierze! Zebraliśmy się tutaj, aby przed odejściem na pole walki zwrócić swe serca do Boga i prosić go o zwycięstwo i zachowanie nas przy zdrowiu. Nie będę was dłużej zatrzymywał i życzę wam wszystkiego najlepszego.