Strona:Jaroslav Hašek - Przygody dobrego wojaka Szwejka.pdf/130

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Posłusznie melduję, panie feldkurat, że przyszedłem.
— A czego wy tu chcecie?
— Posłusznie melduję, że mi po pana feldkurata kazali przyjść.
— Kazali wam po mnie przyjść, a gdzie pójdziemy?
— Do mieszkania pana feldkurata.
— A dlaczego mam iść do swego mieszkania? Czy nie jestem w swoim mieszkaniu?
— Posłusznie melduję, panie feldkurat, że tu jest sień w obcym domu.
— A — jak — ja — się tu dostałem?
— Posłusznie melduję, że pan feldkurat był tu w gościnie.
— W go-go-gościnie nie-nie-nie byłem. My-my-licie się...
Szwejk podniósł kapelana i oparł go o ścianę. Kapelan polowy kiwał się na wszystkie strony, opadał na Szwejka i mówił:
— Ja się przewrócę. Przewrócę się — powtórzył jeszcze raz, uśmiechając się głupawo. Nareszcie udało się Szwejkowi przycisnąć go do muru, ale kapelan i w tej nowej pozycji zaczął drzemać. Szwejk zbudził go.
— Czego sobie życzycie? — rzekł kapelan polowy, daremnie usiłując osunąć się po ścianie na podłogę. — Co wy za jeden?
— Posłusznie melduję — odpowiedział Szwejk podtrzymując kapelana polowego i przyciskając go do ściany — że jestem pana feldkurata pucybut.
— Ja żadnego pucybuta nie mam — rzekł z wysiłkiem kapelan polowy robiąc nową próbę przewrócenia się na Szwejka. — Ja nie jestem żaden feldkurat.
— Ja jestem prosię — rzekł ze szczerością pijaka. — Puść mnie pan, ja pana nie znam.
Krótka walka skończyła się całkowitym zwycięstwem Szwejka, który przewagę swoją wykorzystał na to, że ściągnął kapelana na dół i stanął z nim w bramie, gdzie kape-