Strona:Jarema.djvu/75

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

swoich towarzyszy — oho ho! już dosyć tego panie sędzio! Już mnie w rekruty nie oddacie! A czekajcie-no! Umiem ja już czytać i pisać — niech-no kiedy przyjdę do grcmady, zaleję ja wam sadła za skórę!... Tak tak, panie Garalewicz!
Co się daléj z Jaremą działo, tego sobie później nie mógł dobrze przypomnieć, bo gdy oczy otworzył, był już z sztokhauzie.
Powoli zaczął sobie porządkować wrażenia dnia wczorajszego. Pamiętał, że w tym bogatym, od złota kapiącym ubiorze był Szymek, jego wróg zacięty; ze ową kobietą, co z nim przyszła, była Nastka jasnowłosa... Więcej nie mógł sobie dobrze na razie przypomniéć, a nawet nie był pewien, czy to w istocie był Szymek, czy tylko widmo, które go nieustannie straszyło...
Za kilka tygodni oświadczył mu audytor, że się upił i w pijaństwie omal zabójstwa nie popełnił na strzelcu od przejeżdżającego generała. A gdy Jarema na usprawiedliwienie swoje zaczął mu opowiadać historyą o Szymku i Nastce jasnowłosej, i co Szymek owéj pamiętnej nocy z nim chciał zrobić, a co mu się nie udało, i gdy także o mandataryuszu coś mu wspomniał, audytor rozśmiał się z Jaremy, mówiąc, że to wszystko tak mu się tylko wydało, jako człowiekowi pijanemu, że strzelec generała wcale się Szymkiem nie nazywa i nie ma żadnéj Nastki przy sobie.
Jarema zgłupiał, i z rozdziawioną gębą słuchał wyroku, skazującego go na areszt z postem w sztokhauzie i na tak zwane „krummgeschlossen.“ Wreszcie uspokoił się i pomyślał sobie: Jak tylko wyjdę