Strona:Jarema.djvu/54

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
IV.
Szkoła.
Z


Za kilka dni dni ostrzyżono Jaremę, wpakowano w biały kabat z zielonemi wyłogami, a nogi ściśnięto kamasze. Nie obeszło się bez szturchańców w brzuch kułakiem, bo spodnie były nieco ciasne, a kabat nie chciał się zapiąć. Gdy jednak guziki wlazły do dziurki, chociaż Jaremie tchu brakło, był już rekrut skończony i mógł po dziedzińcu kazarni[1] czasem się przechadzać. Na ulicę nie wypuszczano go jeszcze, bo ruchy jego w świeżym mundurze nie były dosyć swobodne. Musiał wprzód przyzwyczaić się ruszać i chodzić, na którą to naukę poświęcał ośm godzin dziennie. Przytem zapoznawano go z wyrazami, co znaczy: „halbrechts! halblinks!“ a gdy to i coś więcéj wiedział, mógł już w kilka tygodni po raz pierwszy wyjść na rynek miasta obwodowego i tam należycie się rozpatrzyć. Kapral na wychodném przypomniał mu tylko, żeby pamiętał, że jest dzieckiem puł-

  1. Koszar.