Strona:Jarema.djvu/4

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
I.
Przed dwudziestu laty.
N


Na prostym wozie, wysłanym sianem, jechał w pewnym zakącie Galicyi, młody mężczyzna w czapeczce urzędnika. Naprzeciw niego siedział drugi, starszy, o czerwonych, szerokich policzkach. Z rubasznych jego ruchów można było wnosić, że to jakiś służący urzędowy. Na worku sieczki przykucnął chłop, zachęcając konie batem i lejcami do prędszego biegu.

Młody mężczyzna palił fajkę piankową i patrzył w prawo i lewo na rozległe pola. Amstsdiner[1] klął po niemiecku i węgiersku i łokciem szturchał chłopca, aby predzéj jechał, a chłop smagał biczem biedne konięta i obiecywał im w najbliższej karczmie sieczki i wody.

Dzień był lipcowy, gorący, okolica dosyć równa, przecięta szeroką rzeką na dwie połowy. A droga, którą

  1. Woźny.