Strona:Jarema.djvu/179

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

w pokorze rękę wojewodziny, i zajął skromne mieszkanko w oficynie.
Kilka tygodni przeminęło, a wszyscy we dworze kontenci byli z nowego, potulnego towarzysza. Nawet ks. Tymoteusz winszował wojewodzinie tak spokojnego dworzanina, który i w kościele przykładnie się modli i we dworze wszystkim z uległością usłuży.
Fraucymer różnie o nim mówił. Jednym podobał się statek młodego człowieka — inne zarzucały mu zbytnią nieśmiałość. Nigdy bowiem dotąd nie zbliżył się do żadnéj dziewicy, ani nawet oczu z ziemi nie podniósł.
I kiedy tak nowemu dworzaninowi zewsząd słońce się uśmiechało, a wojewodzina już coś sobie w głowie roiła, z którą dziewoją go ożenić —nadszedł do wojewody list z ziemi Sanockiej, który przywiózł z sobą handlarz wina.
Wojewoda odczytał list raz i drugi, i mocno nad nim się zamyślił. Potém wstali z listem udał się na pokoje wojewodziny.
— Czytaj jéjmość — rzekł do woj ewodziny — jakiego ptaszka mamy w naszéj oborze. Toż to nie ptak, ale wilk żarłoczny!
Wojewodzina wzięła list z rąk męża i zaczęła czytać:
„Jaśnie Oświecony Panie i Dobrodzieju! Doszły mnie słuchy, że wyrodny syn mój znalazł ojcowski przytułek w domu Waszym. Nie byłbym uczciwym człowiekiem, gdybym zamilczał o tem, że z tego powodu może Waszemu zacnemu domowi grozić wielkie niebezpieczeństwo. I zdaje mi się, że to niebezpieczeństwo już się zaczyna, jeżeli Krzysztof wdział na