Strona:Jarema.djvu/176

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

stolicy zagrzebać się w takiéj samotności. Wprawdzie co miesiąc płatny sekretarz wojewody przysyłał długie listy ze stolicy, w których były obszerne relacye o przebiegu rzeczy publicznych, również i z Wiednia miano regularną korespondencyą: mimo to potrzeba było otoczyć się jakiémś gwarniejszém życiem, aby w takiéj samotności nudów nie uczuć.
Wojewoda znalazł dla siebie bardzo przyjemne i pożyteczne zajęcie. Zajął się gospodarstwem. Poprawiał rolę, zakładał nowe folwarki, budował sadził drzewa, a przy tém zatrudnieniu schodził mu czas, jako tako i kazał mu zapominać często o ranach, które mu dolegały.
Nie tak łatwo było poradzić sobie staréj wojewodzinie. Domowe gospodarstwo nie przypadalo jéj do smaku, zresztą nie było tego tak wiele. Domowa apteczka była pod zarządem staréj Maciejowej, która jéj za nic w świecie nikomu odstąpić nie chciała. Nawet wychowanie i przyzwyczajenia wojewodziny stały takiemu zatrudnieniu na przeszkodzie.
Długo myślała wojewodzina nad tém, jakby to sobie poradzić? i wreszcie trafiła na sposób wypełnienia resztek swego żywota.
Wojewodzina nie miała dzieci. Postanowiła więc zająć się cudzemi, jak to jéj ks. Tymoteusz, kapelan domowy, poradził.
Podzieliła obowiązki swoje na dwie części. Z dóbr swoich zebrała sieroty i założyła dla nich u siebie szkółkę wzorowych służebnic. Uczono je gotować, prać, czytać i chwalić Pana Boga.
Do drugiego oddziału należały sieroty szlacheckie. Zajmowała się ich wychowaniem, kazała uczyć